Michalina Tańska: ”La Tour Eiffel – Tour et Detours” to Twój autorski album, w którym prezentowane są zdjęcia wieży. Czy odniósł sukces we Francji? Nie miałam okazji oglądać konstrukcji z tej perspektywy – jest to coś zupełnie unikatowego.
Wojciech Korsak: Album miał ogromny potencjał, jednak organizacja przesądziła o wszystkim. Dziewczyna która zajmowała się zarówno produkcją jak i dystrybucją nie podołała zadaniu. Chciałem żeby album był po francusku i po angielsku. Pamiętam, jak po 5 latach robienia zdjęć stalowej konstrukcji zadzwoniłem do biura wieży i umówiłem się z babką od PR-u. Jak tylko powiedziałem „fotograf” usłyszałem odpowiedź „my już mamy zdjęcia wieży i nie jesteśmy zainteresowani”. Koniec końców umówiłem się z nią na spotkanie. Miałem tylko 20 oprawionych zdjęć. Moim sukcesem była nie tylko wystawa na wieży, ale właśnie to spotkanie. Kiedy przyszedłem do niej, zaczęła kręcić nosem i szczere mówiąc już chciałem wyjść. Poświęciła mi jednak odrobinę uwagi, „skoro już przyszedłem”. Położyłem prace - przeglądnęła, popatrzyła na mnie, przeglądnęła drugi raz. Po chwili usłyszałem „Wie pan… to ja bym kupiła 7”.
M.T.: Ludzie chyba sami nie wiedzą czego chcą, dopóki nie zobaczą, że coś w rzeczywistości jest warte ich uwagi.
W.K.: Możliwe, że tak jest. Ona natomiast powiedziała – „Jest pan pierwszym, który takie zdjęcia zrobił”. Moje prace były zdjęciami detali konstrukcji. I tego, jak się okazało, nikt nie robił. Ja byłem tym kompletnie zafascynowany. Szkielet, metalowe elementy, drobiazgi, których nikt nie chciał uchwycić, bo wszystkich interesuje całokształt.
M.T.: Bo właśnie do całokształtu jesteśmy przyzwyczajeni. Taki obraz wieży widzimy wszędzie, natomiast ”La Tour Eiffel – Tour et Detours” to zupełnie inna perspektywa. Myślę, że dlatego jest to tak niezwykła praca. Jak długo trwało robienie zdjęć do albumu?
W.K.: Zdjęcia do albumu robiłem 12 lat.
M.T.: 12 lat? 12 lat robienia zdjęć konstrukcji?
W.K.: Tak. Oczywiście nie tylko samej konstrukcji. To był bardzo trudny temat, bo moim zdaniem to najczęściej fotografowany na świecie obiekt. Przez 10 lat pracowałem bardzo intensywnie. Nie wiem jaki zabytek ma równie dużo zwiedzających i zdjęć, co wieża Eiffela. Szczerze mówiąc cały pomysł na wieżę jeszcze nie jest skończony, i obawiam się że nie będzie, trudno teraz o sponsorów…
M.T.: W międzyczasie zacząłeś jednak publikować zdjęcia.
W.K.: Szczerze mówiąc mało brakowało, a nawet nie dowiedziałbym się, że je publikowałem. Pani z PRu Wieży, ta która kupiła ode mnie zdjęcia, poinformowała mnie, że odbyła się wielka wystawa o konstrukcjach stalowych w Toskanii we Włoszech. Francuzi mieli zaprojektować na to wydarzenie okładkę albumu – ale Włosi nie zaakceptowali ich projektu. Skończyło się na tym, że kiedy zobaczyli moje zdjęcia, zadecydowali, że jedno z nich pójdzie na okładkę. Zrobiła się z tego niezła afera, ponieważ album publikowano zupełnie bez mojej wiedzy i zgody na wykorzystanie zdjęć. Dzięki pomocy mojej znajomej prawniczki wszystko skończyło się dla mnie pomyślnie.
M.T.: Przez tę sytuację miałeś jednak drobne nieprzyjemności.
W.K.: Owszem. Co niektórzy uznali, że to sukces mieć okładkę dla tak ważnego katalogu, nawet bez żadnego wynagrodzenia. W pewnym momencie usłyszałem nawet, że już nie wejdę na wieżę skoro sprawy mają się w ten sposób. Stało się inaczej, już byłem zaprzyjaźniony z dyrektorem technicznym i dzięki temu mogłem dotrzeć do każdego zakamarka konstrukcji. Wchodziłem na wieżę jeszcze przed jej otwarciem, zostawałem w nocy, znałem to miejsce lepiej niż pracownicy. Nikt mnie niczym tam nie zaskoczy. Byłem wszędzie, łącznie z miejscem pod samą anteną na górze. Przez przypadek zostałem fotografem współpracującym z wieżą.
M.T.: Ale poza tym miałeś też inne zlecenia.
W.K.: Tak, urząd odpowiedzialny za zabytki narodowe chciał zdjęcia Wieży –zrobiłem. Potem był jeszcze jeden album wydany przez Flammarion – jedno z największych ówczesnych wydawnictw francuskich . Tam akurat zażyczyli sobie zdjęć kolorowych. Przez nich mam bardzo dużo referencji. To był bardzo przyjemny czas, czułem się na Wieży jak u siebie w domu. Teraz wieża w całości należy do Paryża. Kiedy robiłem zdjęcia - połowa była miasta, połowa prywatnej firmy.
M.T.: Jako jedyny Polak wystawiałeś swoje zdjęcia na paryskiej wieży, ile to trwało? Z tego, co wiem wielu przypadła do gustu.
W.K.: Moja wystawa miała trwać 3 miesiące, ale potem przedłużyli ją do sześciu. Zaczęła się jesienią 2002 roku i trwała do lutego, marca 2003.
M.T.: Twój życiorys wystawienniczy jest jednak dużo bardziej obszerny.
W.K.: Jest tego sporo. „Portes et fenetres”, „La realite abstraite” – obie w Instytucie Polskim w Paryżu. „Exhibitions of photographs by Wojtek Korsak” w Huston, „La tour Eiffel” w Aix en Provence na zaproszenie Antoniego Tabucchi, jednego z najlepszych pisarzy włoskich, z którym bardzo się zaprzyjaźniłem. Wymyślił sobie wystawę fotograficzną na której ja reprezentowałem Francję.
M.T.: Nie było bardziej francuskiego Polaka od Ciebie. (śmiech)
W.K.: Najwyraźniej (śmiech). Poza mną był też Portugalczyk, Hiszpan, Anglik, Włoch i chyba Niemiec. Wszyscy reprezentowali swoje kraje. Wystawa była niesamowicie zrobiona. Odbywała się w fabryce zapałek przerobionej na dom kultury. Koncerty spotkania, wernisaż, całe miasto było oplakatowane. Potem było Huston, dość duża wystawa w Instytucie Francuskim, dzięki uprzejmości mojego przyjaciela dziennikarza. Bardzo udana wystawa w Waszyngtonie w Georgetown . W Nowym Jorku zostawiłem komuś trochę zdjęć, zostały wystawione, ale nie wiem nawet gdzie….
A jak rozpoczęła się przygoda z Francją? O tym w drugiej części wywiadu.