Sezon na emocje

Sezon na emocje
  • Opublikowano: 2015-12-26

Idą święta. Idą wzruszenia. Boże Narodzenie to bardzo emocjonalny okres, w którym na potęgę produkuje się filmy o problemach społecznych, spędza czas z rodziną, którego dotychczas nie potrafiliśmy znaleźć. Nie jestem Grinchem, nie chcę racjonalizować świąt, ale bożonarodzeniowa emocjonalność jest dla mnie odwieczną zagadką. Czemu szczególnie w tym okresie stajemy się bardziej kochający, bardziej refleksyjni i szczodrzy. Co więcej, dlaczego potrzebujemy do tego szczególnej okazji?

Boże Narodzenie dawno wyszło poza kanon religijnego poruszenia i otoczki modlitewnej. Święta zostały skomercjalizowane i zalukrowane prawie na śmierć. Nie raz słyszałam powiedzenie, że okres przedświąteczny zaczyna się po pierwszej reklamie Coca-Coli. Blogi kulinarne opływają w przepisy na pierniczki, zaczynają się jarmarki bożonarodzeniowe, internet zarzuca poradami, jak udekorować stół, a wszystko to wywołuje kumulację bożonarodzeniowych endorfin. Może to przez migające lampki w niezbadany sposób wpływające na nasze neurony, może to przez niskie temperatury wywołujące efekt przytulania?

Negatywne emocje są tak samo, jak pozytywne naturalną częścią codzienności. Na czas świąt stają się w pewien sposób zakazane. Niezależnie od tego czy sąsiad bezwstydnie zastawił wyjazd z naszego garażu, czy nasze dzieci są dziś bardziej krzykliwe niż zwykle - „w czasie świąt się nie kłócimy”. Dlaczego? „Bo przecież są święta”. Po nich wszystko wróci do normy. Czy rzeczywiście potrzebny nam przymusowy detoks od negatywnych emocji? Zmiana codziennych przyzwyczajeń z powodu sztucznego śniegu na oknach i kilku reniferów na trawniku? A może warto... bo przecież nie musimy zamiatać problemów pod dywan i w bardziej pokojowy sposób nauczymy się rozwiązywać spory. Co więcej to dobry trening cierpliwości, ale dlaczego tylko raz w roku?

Ostatnio miałam okazję obejrzeć wideo, które w sieci zrobiło furorę ze względu na silny, emocjonalny przekaz. Założę się, że nawet jeśli nie zapuszczasz się głęboko w zakamarki YouTube'a spot ze starszym panem wysyłającym informację o swojej śmierci do najbliższej rodziny wyskoczył parę razy na twojej tablicy. I jest to bardzo ładne i niestety prawdziwe, ale patrząc po komentarzach wiele osób interpretuje tylko pierwszy fragment filmiku. Dominująca jest litość, potakiwanie w kwestii osamotnienia starszych ludzi, mimo iz główny bohater filmu wcale nie jest ofiarą. Jednak część, w której bierze sprawy w swoje ręce utonęła w morzu współczucia. Samotność jest przecież kwestią naszego wyboru. Nie zawsze, ponieważ „zawsze” statystycznie zdarza się prawie wcale, ale... niesamowicie często. Pozbawiamy się sprawczości, obarczając innych ludzi odpowiedzialnością za nasze nieszczęście. W internecie gra się na emocjach, w marketingu zasada jest ta sama i w ferworze wzruszeń często wyłącza się racjonalne myślenie.

Nie przepadam za sezonowymi emocjami. Nie lubię klimatu kończących się świąt, bo ten długo wyczekiwany moment poprzedzony niesamowitą gonitwą czasu i ogromem przygotowań trwa zdecydowanie za krótko. Jestem zdecydowanie  za przedłużeniem czasu serdeczności, cierpliwości i szczerego życzenia sobie wszystkiego, co najlepsze. Choć odrobinę dłużej. Choć o kilka dni, a może nawet tygodni. Bez lampek i reniferów – po prostu z głębokiej potrzeby bycia dobrym człowiekiem.

Udostępnij


Komentarze