Zdrowy egoizm?

Zdrowy egoizm?
  • Opublikowano: 2015-12-14

Odnalazłam w internecie wyspy zdrowego egoizmu. Leczenie z jego pomocą życiowych wzlotów i upadków, receptę na pewność siebie i sukces. Co więcej ten „zdrowy egoizm” pozwala zakosztować w satysfakcji z życia. Zaczęła mnie przekonywać perspektywa skoncentrowana na własnym kawałku rzeczywistości. Ciekawi mnie jednak, czy tak prosto wyjść z przekonań kulturowych opartych o pokorne ukrywanie własnych sukcesów i mocnych stron. 

Nasza kultura pokorą stoi i nie wiadomo czy zawdzięczać czy winić o to religię, politykę, czy temperaturę powietrza. Niezręcznie jest mówić o tym, co umiemy, co nam wyszło, co się udało. No właśnie... „wyszło”, „udało się”. Nawet nasz język dostosowany jest do tego, by wyzbywać się odpowiedzialności za osiągnięcia. Wciąż jesteśmy oddaleni (patrząc ze „słownikowej perspektywy”) od amerykańskiego „you did it!”. Kiedy dzieci zza oceanu wyrastają na pełnotłustym mleku sprawczości, nasze toczą się pomiędzy niepewnością, czy ich osiągnięcie jest dziełem przypadku czy nie. Takie są początki – później jest tylko gorzej. Jeżeli w szkole nie zwieńczysz dobrej oceny albo komplementu porządnym odcieniem czerwieni na twarzy, bardzo prawdopodobne, że zostaniesz odebrany co najmniej, jako osoba zadzierająca nosa.  

Według mnie wszystko, co zdrowe jest dobre. Problem w tym, że ludzie mają wrodzony talent do przechodzenia ze skrajności w skrajność, zanim odnajdą złoty środek. Od pełni pokory do pełni egoizmu – z wylęknionych owieczek do królów życia, a potem pomiędzy jednym, a drugim stanem pojawia się ten trudny do osiągnięcia „zdrowy egoizm”.

Jeżeli oznacza on pewność siebie - jestem jak najbardziej za. Jeżeli daje nam to niesamowicie użyteczne przekonanie, że bez względu na sytuację życiową i okoliczności jesteśmy wartościowi, zasługujemy na to co najlepsze, nie musimy chować się za wyimaginowanymi lękami. Jeżeli wyzbywamy się dzięki temu obawy o sięganie po to, czego naprawdę pragniemy.

Według mnie „zdrowy egoizm” to też łatwy sposób na pozbycie się paskudnego nawyku plotkowania. Mamy w końcu własne poletko zmartwień i sukcesów, więc jeśli na nim koncentrujemy naszą uwagę nie musimy zajmować się sprawami innych ludzi. Co za tym idzie nie porównujemy się do innych, zdobywamy niezależność, a jedną osobą, z którą rywalizujemy jesteśmy my sami. Co więcej, skoro w pierwszej kolejności troszczymy się o siebie to nie mamy już nic innego do roboty, jak zatroszczyć się o innych.

Pojawia się jednak kolejny problem, któremu po raz kolejny winna jest nasza jedyna i niepowtarzalna perspektywa. Biorąc pod uwagę to, z której strony oceniamy sytuacje, problemy, otoczenie, można z całą pewnością stwierdzić, że jesteśmy centrum wszechświata. Naszego wszechświata, zbudowanego z naszych osobistych doświadczeń i emocji. Nie jest to więc takie proste zostać zdrowym egoistą, gdy w paradę wchodzi egocentryczne JA. Wszystko jest jednak do wypośrodkowania, naprawienia i wypracowania.

Nie pozostaje mi chyba nic innego, jak pozostać fanką „zdrowego egoizmu”. Praca nad pożądanym złotym środkiem może i nie będzie najłatwiejsza, ale z pewnością warta efektu końcowego. Nie tylko dla nas samych, ale dla najbliższych planet toczących się po orbitach naszego egocentrycznego wszechświata.

Udostępnij


Komentarze