Absurdy czasu

Absurdy czasu
  • Opublikowano: 2015-11-21

Według mnie czas jest jednym z cenniejszych zjawisk wypełniających nasze życie. Moja praca jest czasem poświęconym klientom i pracownikom, wartościowe relacje buduje oraz weryfikuje czas, jest go ciągle za mało, ciągle nam ucieka i bezustannie próbujemy go zatrzymać.

Rozciągnij dzień

Eliminowanie marnowania czasu stało się ostatnio pewnego rodzaju zjawiskiem kulturowym. Półki księgarni uginają się pod ciężarem poradników, jak zarządzać sobą w czasie. „Rozciągnij dzień”, „rozciągnij minuty i godziny”, „zmień sposób działania”. Tylko po co? Mam wrażenie, że efektywność, którą tak bardzo chcemy osiągnąć dotyczy tylko i wyłącznie pracy. Maszynowa produkcja minut ma posłużyć polepszeniu rezultatów naszych działań. Dokładnie – maszynowa. Wszystko skłania się ku perfekcji. Pojawia się obsesja kontroli. Istnieją nawet strony internetowe, na których możemy ustawić limit spędzania czasu w pasjonującym wirtualnym świecie. Życie w zegarkach, z zegarkami. Według mnie to przesada. Nie pochwalam lenistwa, ale nie jestem też zwolenniczką obsesyjnego dążenia do skurczenia czasu pracy, by mieć czas na jeszcze więcej pracy, bo do tego to wszystko prowadzi. Uczymy się być bardzo zaplanowani – tak strasznie, niesamowicie i bardzo zaplanowani. Doskonali i bez skazy lenistwa, a przecież najpiękniejsze rzeczy są niezaplanowane, spontaniczne. Pracujemy na więcej pracy, mimo iż w naszych głowach rodzi się świadomość większej ilości czasu na przyjemności. Gonieni do bardziej wydajnej pracy przywykliśmy do bieganiny i z przyzwyczajenia zapominamy po co pracujemy tak ciężko. Odpowiedź, której staramy się unikać to: „na bliżej nieokreślone później”, „na więcej pracy” – na to czego początkowo bardzo chcemy się pozbyć.

Żyjemy w przyszłości

Rozwijamy dobre nawyki by mieć więcej czasu – nie teraz tylko później. Cały czas pracujemy na przyszłość, która przychodzi z minuty na minutę. Jednak nadchodzący czas staje się naszym „teraz”, a my wciąż myślami jesteśmy w „później” w „przyszłości, która ma nas zadowolić”. My miłośnicy gratyfikacji żyjący jutrem - nie potrafimy rozkoszować się tym co mamy teraz. I dzięki temu rozumiem dlaczego tak często trafiam w internecie na sentencje wykrzykujące „enjoy the moment”. Myślę, że hołdujemy temu, czego tak naprawdę nie robimy, a bardzo chcielibyśmy robić, bo kontrola pozbawia nas szczęścia – esencji pełnego, zadowalającego życia.

Slow life

Zanim znajdziemy złoty środek trzeba przeskoczyć z jednej skrajności w drugą. Czyli od obsesyjnej efektywności i wykonywania wszystkich czynności z prędkością światła do modlenia się nad kawałkiem marchewki przez 20 minut. Rozumiem ideę, a przede wszystkim potrzebę slow life. Rozumiem i skłaniam się bardziej w stronę powolnego rozkoszowania się mijającymi minutami. Slow life jest skupione na „teraz”, doceniające chwilę. Powolne, refleksyjne, uważne – kuszące. I niemożliwe, gdy pracujemy w dużej, a nawet małej firmie. Niemożliwe bezustannie, cały czas, ale warto próbować. Czemu nie? Leniwie przeciągnij się w łóżku, a potem jedz śniadanie 4 godziny – powolne, wyjątkowe momenty smakują lepiej i siedzą nam w głowie znacznie, znacznie dłużej... 

Niezależnie od tego, jaki styl życia pochwalasz, czas kosztuje bardzo dużo i może dlatego jest obiektem tylu zmartwień i dyskusji, w jaki sposób najlepiej go wykorzystać. Nie myśl za dużo. Korzystaj – po prostu. 

Udostępnij


Komentarze