Wiedza ekspercka jest w cenie. Bycie specjalistą buduje pozycję, daje prestiż i satysfakcję. Szkolimy się na umór, zdobywamy wiedzę. Psychologia stała się bardzo popularna, więc jesteśmy dobrze wyedukowani w sposobach kształcenia się i rozwoju. Mamy jednocześnie świadomość, że w zmieniającym się dynamicznie środowisku wiedza jest płynna, prawie nieograniczona. Nie możemy nauczyć się czegoś, usiąść i umieć przez długi czas, nie wkładając już żadnego wysiłku. Wszystko dzieje się szybko, musimy nadążać za informacjami, by nie wypaść z rytmu.
Na tych fundamentach rozszerzający się rynek szkoleń rośnie niezwykle dobrze. Nie funkcjonuje on jednak tak, jak powinien i nie spełnia potrzeb, które powinien spełniać. Jakieś jednak zaspokaja, ponieważ zapotrzebowanie nieustannie wzrasta.
Pomijając szkolenia dobre, godne polecenia, specjalistyczne – takie, które zapewniają realną wiedzę, poruszamy się w szklanej bańce rozwoju osobistego. Potrzeba specjalizowania się w danej dziedzinie jest więc bardzo płytka. I nic dziwnego. Rozkład normalny – słynna krzywa Gaussa raczej nie ulega drastycznym zaburzeniom. Specjaliści to ułamki procentów w populacji i tak już pozostanie.
Nie wiadomo jednak, dlaczego tworzymy pozory? Dlaczego udajemy, że chcemy wiedzieć więcej i w związku z tym idziemy na jakiś magiczny event, na którym w dwa dni ze sceny spłynie na nas wiedza. Ale takie szkolenia kochamy. Te stricte pracownicze, organizowane wewnętrznie przez firmy wymagają od nas „zestawu nudziarza” – mamy ze sobą zegarek, notes i długopis (nie w celach notowania, ale twórczego sposobu zabijania czasu). Tego typu spotkania to rzadka okazja by poziewać, poudawać, że coś się robi i rozwinąć swoje ukryte talenty plastyczne. „Rozwój osobisty” jest więc nam potrzebny do czego innego.
Komunikacja
Rzeczywistość wirtualna, w której funkcjonujemy niesamowicie aktywnie rozluźnia nasze więzi społeczne. Szkolenia motywacyjne są okazją a wręcz przymusem, żeby kogoś poznać. Networking jest obowiązkowy więc nie dość, że mamy okazję by nawiązać korzystne relacje, to dodatkowo pracując w parach lub grupach, dostajemy porządną dawkę komunikacji.
Dziś pokonam siebie
Szkolenia wyciągają nas ze słynnej „strefy komfortu”. Czyli na początku jest strasznie, potem nieprzyjemnie, a na końcu jesteśmy z siebie dumni. Od skrajnie negatywnych emocji przechodzimy do euforii i to (jak pokazują badania) może nawet uzależniać.
Powiedz mi coś o sobie
„Nikt tego nie lubi” tak samo, jak „wszyscy chcą się rozwijać”. Czyli chyba dużo osób lubi, ale nie każdy chce się przyznać. Na początku zmuszenie uczestników do opowiadania o sobie jest strasznie trudne – na samym końcu trzeba przerywać tym „bardzo nieśmiałym”.
Pusta motywacja, krótkotrwały zastrzyk energii.
Na co dzień niewiele się dzieje. Dni są do siebie dość podobne, dni w kalendarzu nie są zbyt zróżnicowane. Nadchodzi więc oczywisty moment zastoju i wtedy trzeba coś z tym zrobić. Jedziemy na szkolenie – kilka okrzyków „jesteś najlepszy!” i od razu pracuje się lepiej.
Dodatki, gadżety, jedzenie
Buffet jest dodatkową przyjemnością, mamy okazję delektować się pięknymi wnętrzami hoteli i zakosztować luksusu. Często bardzo ładne, designerskie organizery umilają nam pracę nad własną motywacją. Notesy i długopisy, gadżety, książki, nagrody – wszystko to przyciągające nas atrakcje.
Istnieje wiele powodów, o których nie mówi się wprost, dla których szkolenia cieszą się tak dużą popularnością. Niestety większość z nich wypływa z zupełnie innych potrzeb niż byśmy tego oczekiwali. Warto znaleźć inny sposób niż marnowanie naszych pieniędzy i czasu na zbudowanie lepszych jakościowo więzi społecznych czy zachętę do ruszenia się z kanapy. Warto się rozwijać – nie warto udawać, że to robimy.