Przebodźcowani

Przebodźcowani
  • Opublikowano: 2015-10-03

No i tytuł zdradził wszystko. Nie będzie elementu zaskoczenia, ale będzie refleksja.

Przyglądając się rzeczywistości zarówno wirtualnej, jak i w stu procentach materialnej trudno oprzeć się wrażeniu, że staliśmy się społeczeństwem głodnym odczuwania. Odczuwania wszystkiego niezależnie od treści, formy czy przekazu. Biegniemy tam gdzie możemy mocniej poczuć, wyraźniej zobaczyć i usłyszeć. Wciąż szukamy, a potem uciekamy od tego, co może na dłuższą chwilę przykuć naszą uwagę, tylko dlatego, że długodystansowe zainteresowanie powoduje, że prędzej czy później coś nam spowszednieje. Oczywiście zjawisko nie jest czarno-białe. Są ci mniej i bardziej głodi wrażeń, ale z pewnością mogę stwierdzić, że ten apetyt urósł do całkiem sporych rozmiarów.

Nie czuję się na siłach prognozować i oceniać, ponieważ nie mam wystarczających danych, ale wyczuwam w naszym społeczeństwie falę introwertyzmu albo potrzeby skrajnego rozdźwięku między emocjami pozytywnymi a negatywnymi. Węszę potrzebę samotności i wycofania, spowodowaną zbyt dużą wrażliwością na bodźce, bądź głód emocji, które zapewnią nam ciągłe przemieszczanie się z czubka podekscytowania na sam dół depresji.

Wypracowaliśmy w sobie duży niepokój i ciągłą potrzebę sprintu, biegu ile sił w nogach do przodu. Stagnacja jest nie do zniesienia, co więcej jest niepożądana a nawet krytykowana. Nie można stanąć w miejscu jeżeli się tego dobrze nie uzasadni. Czasem trzeba zwolnić, ale nie można się zatrzymać. Wszystko jest skierowane w przód - mocno, intensywnie. Pracoholizm dla niektórych jest powodem do dumy. Reklamy, moda na sport, moda na rozwój osobisty napędzją trend życia na wysokich obrotach. Wektor motywacji skierowany jest w jedną stronę. Już dawno nie zdarzyło mi się słyszeć "zatrzymaj się i wróć do początku", "cofnij się". Nikt tego nie wymaga, nie oczekuje, a większość nawet potępia.

Ratunek dla naszej gonitwy za codziennością i potrzeba biegu do przodu, wywołuje jednak pewien opór. Obok silnego parcia naprzód mamy modę na medytację, jogę, slow life, slow food i wszystko co slow, byle nie fast, bo ile można... Spotykamy w sieci i w telewizji ćwiczenia, które z powrotem nauczą nas jeść powoli, koncentrować się na chwili obecnej i tą chwilą się delektować.

Zdecydowanie za dużo do nas dociera, jesteśmy przebodźcowani i nie możemy za wiele z tym zrobić. Centra handlowe nas zamęczają - wystawy, reklamy, muzyka i nasze zmęczenie, które pozwoli nam utopić więcej pieniędzy w kieszeniach znanych marek. Wśród wielu bodźców i ewentualności pojawia się też nieskończona ilość wyboru, przymus podejmowania decyzji. Jest dużo wszystkiego, więc marnujemy siłę i czas, unieszczęśliwiając się przy okazji, gdyż zbyt duży wybór obniża nasze poczucie zadowolenia, szczęścia.

Jednak my wciąż go szukamy. Szukamy tak zacięcie, że nie możemy znaleźć, bo robimy wszystko oprócz powiedzenia sobie: stop. Nie ma czasu nacieszyć się szczęściem, ponieważ zbyt wiele uwagi poświęcamy na odnalezienie go. Biegamy sobie na życiowej bieżni blokując przycisk STOP albo wpychając go do kategorii: niepotrzebne/żadko używane. Gubimy swobodny oddech, więc zostaje tylko ten szybki, płytki, między kawą, kluczykami do auta, odtłuszczonym twarożkiem i porannym, inspirującym artykułem.

Niesamowite jest to, że przez to, jaką rzeczywistość sobie wybudowaliśmy musimy na nowo uczyć się rzeczy prostych, naturalnych. Emocje, bodźce, zmysły zabijają w nas sukcesywnie umiejętności, które dają nam duże poczucie satysfakcji i spełnienia.

Może jest to trudne, bo jesteśmy społeczeństwem zmysłów, ale warto (wbrew powszechnym standardom "więcej, mocniej, lepiej") poszukać guzika, który nas wyłączy. Małego pstryczka odpowiedzialnego za zasilanie, który podobnie jak Ty zgubił się wśród gonitwy, zadyszki i silnego przeżywania wszystkiego. Zostaw sobie miejsce na Twój naturalny, spokojny oddech, wolny od sprinterskiej postawy człowieka sukcesu. Pozwól sobie lepiej przeżyć dzień, albo chociaż 10 min dziennie - dając sobie spokój i zwalniając czas.

Udostępnij


Komentarze