Nikaragua kraina Wulkanów

Nikaragua kraina Wulkanów
  • Opublikowano: 2015-10-09

Dynamit łacińskiego kontynentu, na zachodzie otaczają wody Oceanu Spokojnego a od wschodu Morze Karaibskie. Nieco podmokła, a raczej bagnista Nikaragua jest bardzo biednym państwem, w którym możemy spotkać spektakularne oznaki bogactwa niektórych jej mieszkańców. Kiedy dowiedziałam się o zamożności wielkich tego państwa, nie zdziwiłam się szczególnie. Każdy kraj ma swoich biednych i bogatych. W osłupienie natomiast wprawił mnie fakt, w jaki sposób robi się na nich biznes. Myślałam, że moje podejście do życia pozwala widzieć korzyść w niemal każdym zdarzeniu - ta podróż nauczyła mnie pokory, bo akurat na to absolutnie bym nie wpadła! Nikaragua zarabia na turystyce i to dość nietypowej. Miałam okazję brać udział w wycieczce, a konkretnie mini rejsie, podczas którego główną atrakcją było oglądanie posiadłości bogatych Nikaraguańczyków. W bujnej dżungli, daleko od jakiejkolwiek cywilizacji, dryfowaliśmy łódką podziwiając rezydencje,  wyłaniające się sponad wysokich drzew. Siedziałam z aparatem zawieszonym na szyi i obserwowałam, jak siedzący obok mnie turyści zacięcie fotografują przebijające się przez gąszcz wille. Sama pokusiłam się o to samo! Nie mogłam opuścić Nikaragui bez pamiątkowego zdjęcia czyjegoś parkingu. I to parkingu na wodzie! Przede mną jeszcze podróż wyjątkowo niebezpiecznym autobusem - chickenbusem i wspinaczka na szczyty wulkanów, ale taka atrakcja turystyczna nie zdarza się często - trzeba korzystać.

Gęba diabła

Przemierzając kraj lagunowych wybrzeży i niezliczonej ilości wulkanów nie można odmówić sobie ekscytujących, sejsmicznych wrażeń. Ciągnęło mnie do burzliwej i nieprzewidywalnej części Nikaragui. Dreszcz emocji związany ze wspinaczką na wulkan Masaya był nie do opisania. Wejście na własną odpowiedzialność, wokół tylko siarka i niesamowity krajobraz wyłaniający się co chwilę z kłębowiska dymu. Ostatnia erupcja miała miejsce w 2008 roku. Groźny olbrzym nie śpi zbyt głęboko i łatwo go obudzić. Stąpając cicho po szczycie "La Boca de Infierno" czułam się całkiem bezpiecznie. O tym, że z krateru wydobywa się szkodliwy dym dowiedziałam się dopiero po zejściu. I całe szczęście! Żyję, jestem cała i zdrowa, a gdybym wiedziała ominęłoby mnie pewnie tyle doświadczeń! Co prawda jestem zwolenniczką podejmowania świadomych decyzji, ale dla mnie to tylko kolejny dowód, że strach jest często większy niż rzeczywiste zagrożenie. Niewiedza bywa błogosławiona... Co ciekawe wulkan wybuchł ponownie, zaledwie dwa dni po mojej wspinaczce na jego szczyt. Następnym razem nie będę mu przeszkadzać...

U stóp wulkanu

Opuszczając "La Boca de Infierno" udałam się w do miejsca oddychającego jednocześnie biedą i pięknem latynoskich miast. Granada leży u stóp wulkanu Mombacho i w okolicy jeziora Nikaragua, jednego z największych jezior świata. Jak wiele miejsc Ameryki Łacińskiej pachnie odrobinę Hiszpanią, kolonizacją, a za tym faktem przemawia data jego założenia oraz architektura. Miasto zachwyciło mnie nie tylko lokalną sztuką i ulicznymi wystawami malarstwa, ale przede wszystkim otwartością mieszkańców. Bieda jest tu tak powszechna, że nikt nie boi się zamykać domu, a ludzie są bardzo gościnni. Radość tworzy swoistą aurę miasta, a dopełnienie niezwykłego klimatu stanowią barwne fasady budynków. Mimo biedy i niebezpieczeństw ze strony natury trudno nie być szczęśliwym, żyjąc w słońcu Ameryki Łacińskiej. Granada żyje chwilą, podobnie jak Panama. Idąc ulicą można nacieszyć się lokalną muzyką na żywo i serdecznością. Ludzie nie boją się spać na ulicy, w upalny dzień rozsiadają się przy stolikach małych, klimatycznych knajpek, kontemplując chwilę obecną. Są bardzo otwarci i na całe szczęście nie uciekają przed aparatem!

Może to ta pogoda, a może brak przymusu posiadania i konsumpcji czyni ich najszczęśliwszymi ludźmi na ziemi?

Udostępnij


Komentarze