Darien, graniczącej z Kolumbią, nie poleca się nikomu kto przyjechał do Panamy i chce wrócić z niej cały i zdrowy.
Jest to specyficzna prowincja, która wymknęła się spod kontroli panamskiego rządu i żyje własnym życiem w towarzystwie przeróżnej gamy narkotyków. Darien słynie nie tylko z panoszenia się gangów narkotykowych, ale także braku dróg umożliwiających swobodny przejazd z Kolumbii do Panamy.
Właśnie z tej uroczej prowincji pochodzą Indianie Embera a sposób, w jaki dotarli w okolice Panama City jest równie ciekawy, jak historia narkotykowego Darien. Wszystko dzięki amerykańskiemu rządowi! Indianie z tego plemienia są mistrzami przeżycia w dżungli, dlatego Amerykanie zatrudnili ich do szkolenia swoich żołnierzy. Kiedy ośrodek zamknięto, a oswojeni z cywilizacją Indianie nie wiedzieli co ze sobą zrobić, otrzymali propozycję od rządu Panamy, aby wybudować w okolicy wioskę. Na terenie parku narodowego Charges powstał skansen, w którym Indianie szczęśliwie utrzymują się z produkcji upominków dla turystów.
Kiedy już dojedzie się do rzeki Indo, jedyny transport to czółno ze specyficznym szoferem - Indianinem "ubranym" w skąpą przepaskę na biodrach, od której szczerze mówiąc trudno oderwać wzrok.
Osobnik na dziobie długim kijem sprawdzaczy nie ma na drodze śpiących krokodyli :-)
A Gość przy sterze nie widzi co się dzieje przed czółnem więc słucha komend "Dziobowego".
Cywilizację zostawia się daleko za sobą, a łódka płynie w głąb rzeki, gdzie widoki są coraz bardziej interesujące i tajemnicze. Pierwszy przystanek to wodospady.
A kierowca czekał ...
No i po godzinie płynięcia w górę rzeki pojawiła się wioska, która była celem naszej podróży.
Krótka rozmowa z Wodzem, jednocześnie Doktorem i Szamanem :-)
I wspaniali mieszkańcy ...
Najpierw przygotowanie posiłku: ryba przyniesiona przed chwilą z rzeki, bataty prosto z drzewa.
i gotowe .... mniam :-)
A po obiedzie trochę rozrywki.
Po tak cudownie sielskim dniu czas na powrót do cywilizacji.