RPA Cape of Good Hope

RPA Cape of Good Hope
  • Opublikowano: 2015-10-09

Przylądek Dobrej Nadziei to wspaniałe miejsce, u nasady którego znajduje się Kapsztad. Nazwę zawdzięcza swojemu położeniu. Król Portugalii Jan II zmienił jego nazwę, ponieważ osiągnięcie tego miejsca dawało nadzieję dotarcia do wschodniej Azji.

Skaliste wybrzeża, o poszarpanej wyrazistej linii brzegowej, początkowo nosiły nazwę Przylądka Burz, do czego przyczyniła się wysoka aktywność atmosferyczna tych rejonów.

Powulkaniczne wzgórza, z najbardziej charakterystyczną wśród nich Górą Stołową, tworzą faunę i florę, która stała się domem wielu unikalnych gatunków zwierząt.

To było wyzwanie - objechać cały przylądek, po jednej stronie drogi skały po drugiej ocean kilkanaście lub kilkadziesiąt metrów w dół, w jednej ręce aparat ( bo ciagle coś ciekawego ), drugą ręką zmieniać biegi ( na codzień jeżdżę automatem ) a na to wszystko kierownica po prawej stronie !!!

Wille o ciekawej architekturze, wynurzające się z lasów, są tylko dopełnieniem uroku tego miejsca. To właśnie tu najzamożniejsi tego świata budują swoje rezydencje.

Plaża wydawała mi się dziwnie znajoma. Kiedy powiedziano mi, że właśnie tutaj kręcono "Piratów z Karaibów" wszystko stało się jasne. Jednak nie tylko "Piratów..." - przylądek służy wielu filmowcom, jako doskonałe tło ich produkcji.

Wyruszając na podbój Przylądka nie spodziewałam się nieba, którego ani się nie widzi, ani nie ogląda, ale doświadcza.

Z przybrzeżnych skarp na ocean spogląda wiele latarni. Niektóre z nich pochodzą z początku XX wieku.

Ciemniejsze kamienie tworzą obwódkę na linii brzegowej, do której zlewa się chłodna, oceaniczna woda. Trudno mówić o charakterystycznym krajobrazie, gdyż jedyną stałą cechą tego miejsca jest różnorodność.

Stąd płynie siła i moc!

To jedne z najbardziej stromych schodów, jakimi miałam przyjemność kiedykolwiek schodzić. Wiatr, niestety, wcale w tym nie pomagał. 

Strome ścieżki są charakterystycznym elementem przylądka. Wykute w skale tworzą dostęp do miejsc, do których dojście byłoby niemożliwe.

Cape of Good Hope to jeden wielki rezerwat. Południowoafrykańska pogoda sprzyja egzystencji unikatowych roślin i zwierząt. Zwierzęta, jednak wciąż są ufne i nieskrępowane ludzką obecnością.

Stromo i górzyście, za chwilę znowu płasko, a na dodatek kierownica nie z tej strony, co powinna być i aparat w ręku... Ale za to jakie widoki!

Przylądek to także raj dla windsurferów. W tle plaże, których piach o konsystencji mąki przypomina śnieg. Ogromna różnorodność krajobrazu, tego stosunkowo niewielkiego obszaru, pozwala ze skalistego brzegu dostrzec piaszczystą plażę o zupełnie innym charakterze.

Ruch samochodowy i małpi. Dla tego drugiego zostało zarezerwowane pobocze. Zarezerwowane, a może przejęte siłą? Ważne, że organizacja nie zawodzi, a zarówno małpy, jak i ludzie efektywnie potrafią się przemieszczać.

Na terenie przylądka utworzono park narodowy, którego główną atrakcją są pingwiny afrykańskie.

To nie jest typowy park, ponieważ podejście ludzi do zwierząt jest tu co najmniej nietypowe. Te czarno-białe eliptyczne kształty to nie grupa nurków w oryginalnych skafandrach, ani też paczka nastolatek obalających modę na bikini. To żywe pingwiny, rozkoszujące się Afrykańskim słońcem. Nieopodal ludzie bez skrępowania zażywający kąpieli.

Nie boją się ani trochę - nawet powiedziałabym, że biegną się przywitać :-)

Pingwiny nie żyją tu jednak bez żadnych problemów. Te szybko pływające stworzenia o ostrych dziobach, walczą o przetrwanie z rekinami i orkami, próbując odstraszyć je czarno-białym umaszczeniem.

Mimo niebezpieczeństw miłość kwitnie w pełni.

Zachód słońca na najpiękniejszym końcu świata.

I wschód księżyca, zapowiadającego marimby i saksofony, zachęcające do tańca.

 

Udostępnij


Komentarze